Razem, a jednak osobno [Martyria]


Absolutnie oczywistym grzechem ciężkim jest współżycie przedmałżeńskie. Wszak szóste przykazanie mówi jasno: „Nie cudzołóż”. Nie będziemy zatem poniżej rozwijać tego tematu. Zamiast tego, zajmiemy się stwierdzeniem jeszcze ostrzejszym – wysoce niewskazane jest nawet wspólne zamieszkanie przed ślubem. Dlaczego? W artykule postaram się wyjaśnić absurdalność argumentów zwolenników przedmałżeńskiej kohabitacji. Dla jasności wywodu przyjmijmy, iż analizowana para, która decyduje się na wspólne zamieszkanie, faktycznie zawiera później prawdziwy – katolicki – związek małżeński. Gdybyśmy bowiem uwzględnili również pary, które wspólnie pomieszkują i dzięki temu się rozchodzą, nasza analiza byłaby bardzo płytka i właściwie bezsensowna.

Wątpliwe argumenty

Przeanalizujmy pokrótce następujące argumenty, rzekomo przemawiające za wspólnym zamieszkaniem przed ślubem: (1) wygoda – kwestia organizacyjna, (2) możliwość spędzenia ze sobą większej ilości czasu, (3) korzyści finansowe - oszczędność, (4) „wszyscy tak robią” oraz mój ulubiony – (5) potrzeba sprawdzenia się.

Argumenty nr 1 i nr 2 wynikają z podobnych przesłanek – czysto logistycznych, organizacyjnych. Absurdalność tych argumentów uwidacznia nam samo pojęcie miłości. Nie jest oczywiście proste zdefiniowanie tegoż, jednak w ujęciu chrześcijańskim pokusić się można o następującą krótką definicję: dążenie bytu do Dobra, najwyższa z cnót (1 Kor 13, 13), sens życia człowieka. Rozważając zaś tak doniosłe pojęcie – najdonioślejsze z możliwych – dochodzi się do wniosku, iż jednym z jego podstawowych atrybutów jest zdolność do poświęceń na rzecz tegoż Dobra najwyższego. Postrzeganie zaś Dobra przez pryzmat wygody jest albo zwykłym dyletanctwem, albo – co gorsza – przejawem celowego działania przeciw temuż Dobru.

Miłość czy wygoda?

Co się natomiast tyczy możliwości spędzania większej ilości czasu z drugą osobą, to jest to niewątpliwie interesujący argument, jednak jako kontrę należy przedstawić dwie kwestie: po pierwsze, zagrożenie znudzeniem, które często jest obserwowane u par zamieszkujących wspólnie zbyt wcześnie, po wtóre zaś niezwykłe uczucie napięcia i podekscytowania towarzyszące tym rzadszym chwilom, w których pary przygotowują się do spotkania. Właśnie takie chwile sprawiają, że to spotkanie może być w ogóle wartościowe i znaczyć coś więcej niż zapełnienie luki wolnego czasu.

Absurdy materializmu

Kolejnym, często podnoszonym argumentem, jest kwestia oszczędności. Zależy ona oczywiście od konkretnego przypadku, jednak w dużym mieście różnica między wynajmowaniem dwóch osobnych pokojów a jednego wspólnego mieszkania jest albo zupełnie nieistotna, albo niekiedy nawet na korzyść zamieszkania osobnego. Przy różnicach nieistotnych, również tu uwidacznia się dysproporcja między postrzeganiem miłości oraz innych pseudowartości współczesnego świata – w tym wypadku pieniądza (który swoją drogą jest jedynie nośnikiem wartości, sam takowej zupełnie nie posiada).

Argument pt. „wszyscy tak robią” jest na tyle bezwartościowym argumentem, że pozwolę sobie pominąć jego komentowanie. Przejdźmy zatem do najczęściej przyzywanego argumentu – „na próbę”. Jest on niewątpliwie również najbardziej szkodliwy, gdyż we współczesnym pojmowaniu rzeczywistości chcielibyśmy wszystko wypróbowywać przed podjęciem decyzji. Małżeństwo nie jest jednak umową zakupu samochodu – samochód pozostaje względnie niezmieniony już po zakupie, człowiek natomiast zmienia się z każdą chwilą. Małżeństwo jest zaś oznaką akceptacji tej zmienności i gotowości do poświęceń, ustępstw na rzecz drugiej osoby, którą się kocha. Jeśli nie jest się gotowym na takie poświęcenie – nie należy związku w ogóle kontynuować. Po wspólnym zamieszkaniu para wpada zaś często w pułapkę inercji – rozstanie wymaga podjęcia zdecydowanych kroków, zatem niech już będzie tak jak jest.

Bądźmy poważni

Najważniejszym, wyłącznym celem małżeństwa jest natomiast wychowanie potomstwa – według definicji rodziny dopiero wtedy możemy o niej w ogóle mówić. W pełni poprawne wychowanie dzieci jest możliwe jedynie w warunkach stabilności i trwałości. Właśnie ujęcie zamierzonej trwałości jest najważniejszą różnicą między narzeczeństwem a małżeństwem. To drugie jest nierozerwalnym węzłem, który obowiązuje do końca życia, to pierwsze zaś jest jedynie etapem na drodze do małżeństwa, jako formy związku doskonałego. Trwałość i stabilność gwarantowana udzielaną wzajemnie przysięgą małżeńską jest zarezerwowana wyłącznie dla małżonków. Nierozsądne jest zatem podejmowanie jakiejkolwiek próby imitacji małżeństwa, gdyż jest ona z góry skazana na porażkę.

_____________________________________________________________________

Tekst ukazał się w kwietniowym (2019) wydaniu Czasopisma Społeczno-Katolickiego Diecezji Ełckiej „Martyria”

Komentarze