[Refleksja] 2k18 #cambiamento

Czasami pozwolę sobie popisać tu nieco mniej mądre a bardziej osobiste rzeczy, to zaś będzie pierwszy taki post, będący jednocześnie swego rodzaju podsumowaniem 2018 r.

Jakkolwiek szczerze i z całego serca gardzę kołczingiem, będącym obrazą ludzkiej inteligencji, tak z pełną świadomością mogę nazwać ten rok rokiem zmiany. Zmiany, którą chciałbym niniejszym z całego serca polecić. Ale od początku...

Pierwsze pół roku spędziłem siłą inercji w międzynarodowej korporacji. Właściwie to już na początku mogłem z niej zrezygnować, gdyż swój początkowy cel osiągnąłem w styczniu (mgr obroniona), ale jakoś tak wygodnie było. No i muszę przyznać, że korpo, bo korpo, ale marketing Żywca to jedno z tych miejsc, w których chce pracować wielu - nielimitowane piwo, darmowy wstęp na Męskie Granie, wiele benefitów samej GŻ, no i świetni ludzie, będący prawdziwymi fachowcami w swej dziedzinie (co widać w reklamach Ż :) Niemniej każda korporacja prędzej czy później pokazuje swą prawdziwą twarz. Niektórzy po prostu zbyt późno orientują się, że na ciepłej posadce uciekło im życie. Ja na szczęście zorientowałem się dość wcześnie, że praca jako trybik zachodniego kapitału jest pozbawiona jakiegokolwiek wyższego celu, sensu i ambicji i po 10 miesiącach (mój rekord długości) pracy złożyłem wypowiedzenie - jakież to cudowne uczucie! Tak po prostu - bez planu na najbliższą przyszłość, bez zabezpieczenia finansowego, bez zapewnionej ciągłości przyjętego stylu życia.

Wziąłem rower i wróciłem na przepiękną Suwalszczyznę, którą zjeździłem wzdłuż i wszerz, zapędzając się w ciągu następnych 3 miesięcy nawet do Białegostoku oraz Wilna. Absolutnie cudowny okres. Tam doświadczyłem jak fenomenalnym uczuciem jest wolność. Taka prawdziwa, gdy wstając rano wsiadam na rower, wyjeżdżam za miasto i dopiero wtedy z mapą w ręku decyduję w którą stronę pojadę zrobić te 100-120 km :) Albo jadąc Green Velo mogę zatrzymać się w każdej chwili by kontemplować prawdziwe ludzkie środowisko - wciąż nieskażoną ludzką zachłannością przyrodę Biebrzańskiego i Narwiańskiego Parku Narodowego.

W międzyczasie zdecydowałem się na ruch absurdalny. Tak przynajmniej był postrzegany przez ogromną większość mojego kapitalistycznego środowiska. Mianowicie, złożyłem podanie o przyjęcie na stacjonarne studia doktoranckie, motywowane moim największym dotychczasowym marzeniem - dążeniem do poznania/wiedzy/Mądrości. Jednocześnie zdecydowałem, że nie będę psuł sobie nowego pomysłu podjęciem jakiejś bezsensownej pracy dla pieniędzy, w związku z czym zamieszkałem w akademiku i drastycznie ograniczyłem wszelkie możliwe wydatki (z pustego wszakże i Salomon nie naleje :D).

I to był właśnie strzał w dziesiątkę! Okazuje się, że w życiu codziennym większość rzeczy, które wciskają nam zachodnie koncerny nie jest nam zupełnie potrzebna! Dajemy się każdego dnia sterować i wpędzać coraz brutalniej w tę komercjalistyczną bańkę prowadzącą zupełnie donikąd. Jakże wyzwalający okazuje się minimalizm, tym bardziej, gdy się go zrozumie i staje się on naszym świadomym (a nie przymusowym) wyborem. Jakże cudowna jest ta niedoceniana ,,wolność od" - przede wszystkim od ułudy, jaką przepełnione są przekazy marketingowe (byłem to wiem, hehe xD). Jakże oczyszczającym jest uczucie (rozpoczęcia przynajmniej) myślenia przy użyciu własnego umysłu nieotępionego już wszechogarniającym poczuciem żądzy zysku - zarówno w ujęciu indywidualnym, jak i - przede wszystkim - realizacji w zakresie szerszym żądzy, jaką kierują się wielcy tego świata.

Czy doktorat w SGH jest w takim razie czymś tak wyjątkowym? Absolutnie nie. Niestety nie. Niestety system szkolnictwa wyższego w Polsce jest wciąż zabetonowany i raczej szybko się to nie zmieni. Wciąż by przeżyć muszę funkcjonować w systemie (granty, stypendia, publikacje punktowane itp.). Genialna jest jednak możliwość realizacji własnej wizji siebie, jaką dostaje się na takich studiach przy jednoczesnym stopniowym otwieraniu oczy na kwestie takie jak filozofia nauki i filozofia w swym najszerszym zakresie (umiłowanie mądrości). Fascynująca jest perspektywa szerszego spojrzenia na dogmatycznie dotąd postrzegane - często niezwykle przyziemne i banalne - kwestie życia codziennego. Ponadto, w naszej uczelni opieka nad doktorantami jest baardzo powierzchowna, co niemniej w moim przypadku okazuje się jak na razie najlepszym możliwym rozwiązaniem. Wreszcie sam mogę decydować co chcę robić ze swoim życiem. Nie muszę wstawać w poniedziałek z grymasem na twarzy i narzekać jak to by było fajnie, gdyby już był weekend. Jeśli tak właśnie wygląda Twoje życie to wiedz, że coś w nim poszło nie tak i warto się nad tą kwestią jak najszybciej pochylić.

Dlaczego zrezygnowałem ze stabilnej i dobrze płatnej pracy na rzecz zupełnie niepewnej, idealistycznej przyszłości, w której zagłębiać się chcę w teorię przedsiębiorczości rodzinnej? Ano dlatego, że uważam rodzinę za podstawową jednostkę społeczną, na której powinniśmy budować ład społeczny. Ktoś musi o tym zacząć mówić głośno. Jesteśmy bowiem u progu kolejnej rewolucji społecznej i to my sami zdecydujemy czy stworzymy społeczeństwo na pewnych i sprawdzonych wartościach, czy podążymy bezwiednie za zepsutą pseudomoralnością współczesnej antykultury zachodniej.

W tym samym czasie, nareszcie - po 25 latach życia - znalazłem czas na zagłębienie się w istotę wiary, w której zostałem wychowany. Dziękując za pomoc w nawróceniu (osobie, która wie, że to o niej mowa) chciałbym przekazać bardzo wesołą nowinę - na powrót do Boga nigdy nie jest za późno :)

Czy religia i nauka się wykluczają? Absolutnie nie! Nawet więcej - one się wzajemnie dopełniają! Mądrość bowiem nie pochodzi z wnętrza człowieka (właściwie to poniekąd pochodzi, ale sama się tam nie stworzyła). W tym samym czasie mam przyjemność czytać również dzieła autorów walczących z religią chrześcijańską i tutaj też niezwykle pozytywne zaskoczenie - jakże płytkie i niespójne jest ich rozumowanie! W sposób bezpośredni prowadzi ono z powrotem na właściwą ścieżkę.

Powrót ten jest jednak różnie rozłożony w czasie, głównie z uwagi na fakt, że pozytywistyczny materializm jest niezwykle atrakcyjny zewnętrznie. Ta właśnie konstatacja doprowadziła mnie do wniosku, że sama przedsiębiorczość rodzinna to może być za mało by zwalczyć wzrastający w krajach rozwijających się kult tegoż materializmu. Tu potrzeba czegoś więcej. Z tego to właśnie powodu coraz bardziej interesuje mnie przedsiębiorczość społeczna, etyka w biznesie (ze szczególnym uwzględnieniem jej chrześcijańskiej wersji) oraz metaekonomia. Mam nadzieję, że wystarczy mi sił i bystrości umysłu by zająć się tymi poważnymi i jakże ważnymi tematami społecznymi w najbliższej przyszłości.

Czy będę miał z tego duże pieniądze? Raczej nie. Będę miał za to coś więcej - poczucie sensu (przynajmniej na razie mam :D).

Czy można je osiągnąć tylko rozpoczynając karierę akademicką? Moim zdaniem absolutnie nie. Ktoś musi zajmować się budowaniem tego państwa i jego struktur - zarówno społecznych, jak i gospodarczych, dlatego wierzę (albo mam nadzieję), że również w przeciętnym i monotonnym życiu korporacyjnym da się znaleźć jakiś cel i sens życia. Spędzanie bowiem połowy życia w znienawidzonym miejscu tylko po to by mieć pieniądze, które wydawać można przez max. godzinę dziennie jest dla mnie drogą najbardziej zgubną ze zgubnych dróg. Właściwie to nawet nie jest to autonomiczna decyzja tylko rezygnacja z wzięcia odpowiedzialności za własne życie - bo tak jest szybciej i wygodniej. Smutne. Ja z tego pociągu wysiadam - chcę w życiu robić coś co ma sens i taki jest mój plan (plan, nie marzenie) na najbliższy rok.

Do zobaczenia po szczęśliwej stronie życia!
Pamiętajcie, że tak naprawdę każdy może być swoim sterem, wędkarzem i rybą. Wystarczy tylko odważyć się wykonać ten pierwszy krok*.

*Jeju, jak to kołczingowo brzmi o.O

PS Sylwestra spędzam chory w łóżeczku. Trochę na szczęście, bo alkohol to jedno z narzędzi najbardziej otępiających umysł, trochę na nieszczęście - człowiek jest wszakże istotą społeczną :)

Komentarze