O alkoholu słów parę


Polacy od wieków mają tendencję do klasyfikowania się jako naród niejako wybrany do pełnienia specjalnej misji. Zawsze jednak jego wyjątkowość ograniczały różne czynniki, zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne – przywary, które często wypierane były ze społecznej świadomości. W tym tekście przeanalizujemy jeden z czynników najbardziej ograniczających stabilny i zrównoważony rozwój Polski na przestrzeni wieków, który – mimo wzrastającej świadomości – wciąż nie został w istotny sposób zredukowany. Mowa tu oczywiście o alkoholizmie.

W artykule nie będziemy rozważać historii ważenia piwa w Babilonie, ścieżki aqua vitae (wódki) z Niemiec do Polski, europejskich tradycji alkoholowych ani powszechnej w XV i XVI w. propinacji. Nie zajmiemy się nawet słowami nuncjusza papieskiego Juliusza Ruggiena, który w 1568 r. pisał do Piusa V o Polakach: 
„Upijanie jest u nich chwalebnym zwyczajem, niewątpliwym dowodem szczerości, dobrego wychowania, trzeźwość zaś poczytywana jest za grubiaństwo i znak podstępności charakteru”.
Skupimy się bowiem na czymś co dotyka nas w sposób bezpośredni obecnie, mianowicie strukturą i genezą problemu alkoholowego w teraźniejszej Polsce a także opartą na Piśmie Świętym nauką Kościoła w tej materii.

Cóż to za problem?

Czymże zatem jest sam alkoholizm? Pojęcie to ukute zostało w 1852 r. w książce szwedzkiego lekarza Magnusa Hussa, który po raz pierwszy alkoholizmem nazwał chorobę, polegającą na nadużywaniu alkoholu. W 1960 r. E. M. Jellinek opublikował „Koncepcję alkoholizmu jako choroby”, w której analizował przyczyny powstawania alkoholizmu oraz określił kolejne fazy tej choroby. Te oraz kolejne publikacje – oparte często na pogłębionych badaniach społecznych – dokumentowały, podkreślały i badały zjawisko alkoholizmu, kładąc akcent na druzgocące skutki dla zdrowia chorego a także negatywny wpływ na otoczenie i społeczeństwo.

Polskie alkoholizmu początki

Kiedy rozpoczął się nasz współczesny problem z alkoholem? Jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym spożycie napojów alkoholowych nie przekraczało w Polsce 1,5 l czystego alkoholu na mieszkańca w ciągu roku. Zmianę przyniosła jednak II Wojna Światowa. Okupanci niemieccy szybko zorientowali się, iż w bardzo łatwy sposób mogą ułatwić sobie pracę, którą było zniszczenie narodu polskiego, poprzez promowanie samego spożycia alkoholu oraz akceptację nadużycia tegoż. Należności za odstawiane kontyngenty żywnościowe regulowane były przy użyciu wódki i spirytusu, sklepowe ceny mocnych alkoholi utrzymywane zaś były na bardzo niskim poziomie, by jak najwięcej Polaków miało bezpośredni dostęp do otępiających umysł i ciało napojów.

Już po zakończeniu II Wojny Światowej mieliśmy natomiast do czynienia z masowymi migracjami ludności polskiej na tzw. ziemie odzyskane. Zjawisko to było tak nagłe, iż nie mogły za nim nadążyć procesy urbanizacyjne – w nowo zasiedlanych miastach znalazło się zbyt wielu ludzi, w związku z czym tłoczyć się oni musieli w podmiejskich barakach, gdzie alkohol stawał się jedyną rozrywką łatwo dostępną dla szerokiej rzeszy ubogich pracowników fizycznych.

Nie jest to jednak główny powód stałego i zatrważającego wzrostu popularności alkoholu w powojennej Polsce. Za takowy przyjmuje się bowiem sytuację ekonomiczną Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Przytacza się w tym miejscu mianowicie dwa argumenty: niedobór wszelkich produktów żywnościowych oraz Państwowy Monopol Spirytusowy. W przypadku pierwszej kwestii logika jest całkiem prosta – gdy w sklepach brakowało towarów ludzie zostawali ze znaczącymi nadwyżkami pieniężnymi, które musieli w jakiś sposób spożytkować; lokowali je więc w alkoholu. Był on niewątpliwie najlepiej dostępnym towarem okresu PRL: za czasów Edwarda Gierka jeden punkt sprzedaży napojów alkoholowych przypadał na 631 osób, podczas gdy np. w Finlandii jeden sklep tego typu obsługiwał ponad 27 tysięcy osób.

Drugą – najważniejszą – przyczyną wzrostu problemu alkoholizmu w Polsce Ludowej były działania Państwowego Monopolu Spirytusowego oraz jego znaczenie dla polskiej gospodarki. Dość powiedzieć, iż w 1980 r. wpływy ze sprzedaży alkoholu stanowiły 14% (!) wszystkich przychodów budżetowych. W tej sytuacji zwalczanie alkoholizmu najzwyczajniej nie leżało w ekonomicznym interesie socjalistycznych władz, w związku z czym zgrabnie pomijany był problem nadmiernego spożycia napojów alkoholowych, aż do momentu dojścia do władzy zadeklarowanego abstynenta – gen. Jaruzelskiego. Jego stanowcze działania antyalkoholowe nie przyniosły jednak oczekiwanych rezultatów, sprawiając jedynie zmianę niektórych nawyków Polaków – na rzecz wódki wzrosła m.in. produkcja i spożycie bimbru czy też bardziej absurdalnych i tragicznych w skutkach płynów, takich jak denaturat, płyn do spryskiwaczy szyb oraz inne silnie trujące środki na bazie spirytusu.

Z powyższego wysnuć można jeden główny wniosek – wzrost konsumpcji alkoholu wśród Polaków nigdy nie był motywowany jakkolwiek dobrymi przesłankami. Wręcz przeciwnie, zawsze związane to było z manipulacją – czy to polityczną, czy ekonomiczną. W tym świetle jeszcze bardziej przerażające są próby „uczłowieczenia” spożycia alkoholu poprzez pozytywne postrzeganie takich sloganów jak „Wyrażaj swoją wdzięczność za przysługę pełną butelką”, „Alkohol uważaj za podstawę dobrych stosunków z innymi ludźmi” czy też „Kto nie pije ten donosi”, które do dnia dzisiejszego przyjmowane są jako racjonalizacja regularnego spożycia alkoholu. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć – jest to czysta manipulacja, alkohol w nadmiernych ilościach nigdy nie był, nie jest i nigdy nie będzie posiadał w sobie choćby odrobiny pierwiastka dobra, którego w nim często poszukujemy.

Problem poważny, problem współczesny

Jak sytuacja wygląda obecnie? Odpowiedź niestety nie jest specjalnie optymistyczna. Dane liczbowe są bowiem zatrważające: w 2018 r. statystyczny Polak spożyje w ciągu roku 9,58 l czystego alkoholu – więcej niż kiedykolwiek wcześniej, ok. 800 tys. osób uzależnionych jest od alkoholu, ok. 2,5 mln osób systematycznie go nadużywa, 2 mln dorosłych osób oraz 2 mln dzieci i młodzieży funkcjonuje w rodzinach, w których przynajmniej jedna osoba ma poważny problem z alkoholem. Daje nam to łącznie ponad 7 mln osób, czyli prawie 20% wszystkich Polaków, którzy w sposób bezpośredni cierpią z powodu alkoholizmu swego lub bliskiej osoby. Równie przerażające są dane dot. alkoholizmu pośród młodzieży: szacuje się, iż co piąty Polak w wieku 15-18 lat regularnie znajduje się w stanie upojenia alkoholowego. Jak mamy zatem budować nowoczesne państwo oparte na solidnym fundamencie, gdy fundament ten tak często bywa jakże chwiejny?

Dlaczego pijemy?

Przyczyn wzrostu i utrzymywania się tak wysokiej skali alkoholizmu – oprócz perfidnych działań zewnętrznych – należy poszukać w sobie. Ileż to bowiem razy próbowaliśmy „topić smutki w butelce wódki”? Ileż razy podczas rodzinnego spotkania (z jakiejkolwiek okazji) pierwszym co gospodarz stawia na stole jest butelka wódki? Ileż razy wyszliśmy ze znajomymi „na jednego” tylko dlatego, że tak wypada, taka jest tradycja? Może wreszcie zadamy sobie to jedno ważne pytanie – jakaż to znowu tradycja? Kto i kiedy postanowił, że „tak wypada”?

Jak wspomniałem wcześniej, jedyna tradycja, do której możemy się odwołać, to – najpierw nazistowskie, później socjalistyczne – otępianie narodu polskiego, którego głównym celem była jego degradacja; degradacja do roli posłusznych trybików, które zamiast dbać o rozwój wspólnoty, jaką jest naród, trwać będą w swym alkoholowym ograniczeniu, w bańce, w której prymitywne upojenie jest jedynym czego potrzeba do szczęścia.

Jakże często alkohol stosowany jest jako zamiennik rozmowy, podczas której stanąć mogli-byśmy – często przez przypadek – w prawdzie, dowiedzieć się czegoś na temat otaczającej rzeczywistości. Prawda ma to do siebie, że często bywa ciężka do przyjęcia, dlatego człowiek, jako istota ze wszech miar ułomna, tak często stara się ograniczyć kontakt z nią. Idealnym po temu środkiem jest właśnie upojenie alkoholowe. Butelka wódki nie zada niewygodnego pytania, nie będzie rozliczała nas z lenistwa, pychy, próżności i wszelkich innych przywar, z którymi winniśmy na co dzień walczyć. Jeśli zatem spotykasz się, drogi Czytelniku, z kimś wyłącznie w celu konsumpcji napojów alkoholowych, wiedz, że nie jest to osoba warta spędzenia z nią choćby minuty Twego życia. Jedyne co w przypadku takiej znajomości jest sensowne to jej zakończenie. Nikt bowiem nie zatroszczy się o nasze życie, gdy sami – z własnej woli – będziemy z niego rezygnować!

Rozejrzyj się! Wokół Ciebie są inni

O jakkolwiek dyskusyjną akceptację alkoholizmu można by się pokusić, gdyby tylko negatywnie wpływał jedynie na samych alkoholików. Wtedy selekcja naturalna dokonałaby swego – jednostki nieprzystosowane do społecznej kohabitacji po prostu wymarłyby i problem sam by się rozwiązał. Zjawisko to jednak ma znacznie szersze implikacje. Nadużywanie alkoholu negatywnie wpływa na: gospodarkę – poprzez obniżenie wydajności pracy; porządek społeczny – ogromna część przestępstw i aktów przemocy popełnianych w stanie nietrzeźwości;  system opieki zdrowotnej – na leczenie i zapobieganie skutkom alkoholizmu przeznacza się dziesiątki milionów złotych, sami nietrzeźwi i pijani stanowią ponad 13% osób, do których wysyłane są karetki pogotowia ratunkowego.

Najważniejszy i najtragiczniejszy w skutkach jest jednak wpływ alkoholizmu na działanie podstawowej jednostki społecznej, jaką jest rodzina. Nadużywanie alkoholu jest drugim najczęstszym powodem rozwodów, powoduje również trwałe uszkodzenia w psychice dzieci, wychowywanych w rodzinach, w których przynajmniej jeden z rodziców zbyt często sięga po alkohol. Takie dzieci znajdują się również w grupie największego ryzyka powielenia schematu, którego doświadczyły podczas dorastania, są zatem znacznie bardziej niż rówieśnicy narażeni na zapadnięcie na chorobę, jaką niewątpliwie jest alkoholizm. Tak wykrzywiony model rodziny doprowadza do patologii, w której instytucja kształtująca zdecydowaną większość poglądów i przekonań dorastającego człowieka, jest jednocześnie głównym powodem jego moralnej zapaści.

Jeżeli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją!

Powyższe przyczyny i skutki alkoholizmu odnoszą się jedynie do jego społecznego ujęcia. Dotyczą one w głównej mierze świata doczesnego, materii w jej widzialnej postaci. W tym miejscu należy zatem z całą stanowczością przypomnieć, iż alkoholizm jest również niezwykle poważnym grzechem! Dlaczego? Wszakże alkohol, jak i wszystko inne, stworzony został przez Boga. Owszem, już w Starym Testamencie napisano, iż spożywany w odpowiednich ilościach alkohol służyć ma rozweseleniu serca człowieka (Ps 104, 15). Spożywanie niekontrolowane prowadzi jednak do uzależnienia, będącego grzechem w czystej postaci (Rz 6, 11-14). Co ważniejsze, jedną z głównych cech (często również celów) alkoholu jest jego „oswabadzające” działanie, sprawiające iż z własnej woli wyzbywamy się odpowiedzialności za swoje czyny, tracimy nad sobą kontrolę. Rezygnujemy zatem z jednego z najważniejszych praw, które gwarantuje nam Bóg – prawa do wolności. Jeśli robimy to świadomie i bez przymusu, występujemy przeciw ustanowionemu przez Niego porządkowi, w związku z czym niewątpliwie popełniamy grzech.

Pismo Święte wielokrotnie nawiązuje do kwestii alkoholu. Stary Testament w głównej mierze nawołuje do ograniczania jego spożycia, przywołując choćby historię Noego, który upił się i leżał nagi w swym namiocie (1 Mojż 9, 21). W Nowym Testamencie zauważyć można częstsze występowanie napojów alkoholowych bez zabarwienia negatywnego – naczelnym przykładem może być cud w Kanie Galilejskiej. Za główne przesłanie Nowego Przymierza można jednak uznać fragment Listu św. Pawła do Tesaloniczan. Niechaj będzie on zakończeniem niniejszej historii, a w kontekście rozpoczynającego się Adwentu niechaj sprowokuje nas do zastanowienia się nad rolą alkoholu w życiu naszym i naszego otoczenia. Niech właśnie te słowa przychodzą nam na myśl zawsze, gdy zjawi się w naszym życiu pokusa nadużycia – czy to alkoholu, czy jakichkolwiek innych używek.

Przesłanie (1 Tes 5, 1–11)

Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi! Ci, którzy śpią, w nocy śpią, a którzy się upijają, w nocy są pijani. My zaś, którzy do dnia należymy, bądźmy trzeźwi, odziani w pancerz wiary i miłości oraz hełm nadziei zbawienia. Ponieważ nie przeznaczył nas Bóg, abyśmy zasłużyli na gniew, ale na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który za nas umarł, abyśmy, czy żywi, czy umarli, razem z Nim żyli.  Dlatego zachęcajcie się wzajemnie i budujcie jedni drugich, jak to zresztą czynicie.
Króluj nam Chryste!


Tekst ukazał się w grudniowym wydaniu Czasopisma Społeczno-Katolickiego Diecezji Ełckiej ,,Martyria" pt. ,,Problem mój i Twój – nawet jeśli o tym nie wiesz"

Komentarze